Wielkanoc przejęła wiele elementów przedchrześcijańskich świąt wiosny z symboliką odradzającego się życia. Mieszczą się tu także pisklęta, głównie kurczęta, ale mogą się pojawić też kaczuszki i gąski. Współcześnie wśród hodowlanego drobiu są też gatunki, których nie było na tradycyjnej polskiej wsi i które raczej nie trafiają na świąteczne kartki – perliczki, indyki czy kaczki piżmówki.
Również w wodnej awifaunie Polski ostatnio pojawiły się nowe gatunki kaczek. Podrodzina Anatinae, czyli kaczki, dzieli się na kilka plemion, w tym Tadornini, które w naszym kraju do niedawna reprezentowane było przez kazarkę rdzawą (Tadorna ferruginea) i ohara (Tadorna tadorna). W Europie większość kaczek należy do plemienia Anatini. Ostatnio jednak na listę awifauny krajowej, prowadzoną przez Komisję Faunistyczną Polskiego Towarzystwa Zoologicznego, wpisano kolejną kazarkę – Alopochen aegyptiaca, nazywaną po polsku gęsiówką lub kazarką egipską. Według obecnego prawa jest ona zaliczana do kategorii „Inwazyjne gatunki obce stwarzające zagrożenie dla Unii podlegające szybkiej eliminacji” (Dz.U. 2022 poz. 2649). Jej pisklęta raczej nie mogą liczyć na dołączenie do symboli wielkanocnych. Do Tadornini należy też piżmówka, ale jej obecności ornitolodzy nie uważają za wartą notowania, bo to zwierzę hodowlane. Za to przedstawiciele kilku innych gatunków kazarek to zazwyczaj uciekinierzy z hodowli ptaków ozdobnych.
Ptakiem ozdobnym z tego samego plemienia jest karolinka (Aix sponsa). Jak może sugerować nazwa, pochodzi z Ameryki Północnej, choć jej naturalny zasięg wykracza poza stan Karolina. Gatunek ten nie jest ograniczony do hodowli i bywa widywany na wolności w całej Polsce, ale z tego, co wiadomo, obecnie nie lęgnie się u nas inaczej niż w niewoli. Niemniej wielokrotnie obserwowano zaloty samców karolinki wobec samic innych gatunków kaczek występujących w parkach. W zachodniej Europie na wolności pary tego gatunku już się rozmnażają. Zapewne to tylko kwestia czasu, kiedy zdarzy się to też w Polsce.
Tak właśnie jest z kolejnym gatunkiem ozdobnej kaczki – mandarynką (Aix galericulata). Pochodzi ona z Dalekiego Wschodu, a jej samce są upierzone równie okazale (a może nawet bardziej), co karolinki. Warto nadmienić, że wspomniana już piżmówka też pierwotnie była w Europie trzymana jako gatunek ozdobny, ale ponieważ jest wizualnie dużo skromniejsza niż mandarynka czy karolinka, za to znacznie zasobniejsza w mięso, nastąpiła zmiana charakteru hodowli.
Na liście awifauny Polski mandarynka ma ten sam status, co gęsiówka egipska – gatunek wtórnie naturalny, ale z prawnego punktu widzenia jej status jest inny. Nie jest obecnie uważana za inwazyjną. Wśród ornitologów budzi raczej życzliwe zainteresowanie. W ogóle wśród obserwatorów ptaków niechęć do gatunków obcych wydaje się mniejsza niż wśród innych grup biologów. Może to wynikać z dużej mobilności tej gromady zwierząt i pojedyncze osobniki pojawiały się poza swoim pierwotnym zasięgiem występowania od zawsze. Nie stwarzało to zagrożenia dla rodzimej przyrody, a ptak często wracał na właściwą trasę migracji czy do swojego siedliska.
Wiąże się to również z ornitologiczną kulturą (subkulturą?) kolekcjonowania obserwacji. Prawdziwi pasjonaci potrafią przejechać kilkaset kilometrów, żeby na własne oczy zobaczyć pelikana czy mewę delawarską, które przez kilka dni przesiadywały nad Stawami Raszyńskimi. Zobaczyć i odnotować na swojej osobistej liście. Zatem, gdy nowe gatunki ptaków same pojawiają się w pobliżu, stanowi to ułatwienie.
Wreszcie, istnieje kontinuum między profesjonalnymi ornitologami a amatorami, którzy lubią obserwować i fotografować ptaki, ale nie zawsze są świadomi zagrożeń wynikających z ich obecności. Inwazyjny gatunek ptaka ma większe szanse znaleźć obrońców niż inwazyjny gatunek sinicy. Stąd też kontrowersje towarzyszące wprowadzeniu na listy do eliminacji nie tylko gęsiówki egipskiej, ale też bernikli kanadyjskiej, obserwowanej w Polsce od dziesięcioleci.
Mandarynka na razie jest gatunkiem obcym, ale nie inwazyjnym. Podobnie jak karolinka, występuje głównie w parkach miejskich. W warszawskich Łazienkach te gatunki aż tak się nie wyróżniają, skoro można spotkać tam nawet pawie. Z tym, że o ile o karolinkach na wolności wciąż mówi się jako o uciekinierach z hodowli, o tyle właśnie w Łazienkach od 2001 r. mandarynki tworzą już samodzielną populację. Całe życie spędzają poza hodowlą i to dosłownie jego pełny cykl, począwszy od stadium jaja. Lęgowa populacja mandarynek regularnie rosła i Łazienki stały się dla nich za małe. Wkrótce dorosłe osobniki można było spotkać w kolejnych warszawskich parkach ze stawami, a także w nadwiślańskich łęgach. Przez kilka, czy nawet kilkanaście lat wracały one jednak do matecznika, aby przezimować i założyć gniazdo. Może się to wiązać z faktem, że mandarynka to dziuplak, a w mało którym parku jest wystarczająco dużo starych dziuplastych drzew. W drugiej dekadzie XXI w. jednak nawet to się zmieniło i niektóre osobniki wykluwały się już poza Łazienkami.
Większość warszawskich mandarynek jest zaobrączkowana plastikowymi znacznikami z dużymi literami, które są łatwe do odczytania bez konieczności chwytania ptaka. Dzięki temu można śledzić zwyczaje lokalizacyjne poszczególnych osobników. Robi to Warszawski Zespół Obrączkarski Tridactylus. Po kilkunastu latach od introdukowania populacji w Łazienkach wydawało się, że jej wzrost wyhamował na poziomie około stu par. Lista awifauny z końca 2022 r. zalicza więc mandarynkę do gatunków, które nie przekroczyły granicznej liczby stu par lęgowych. Tymczasem systematyczne liczenie, wykonane w lutym 2023 r., przeprowadzone, gdy ptaki skupiły się na nielicznych niezamarzniętych zbiornikach, dało wynik: 274 samce i 164 samice.
To warszawska populacja mandarynek, jako dość liczna i stabilna przez kolejne lata, decyduje o statusie lęgowym tego gatunku. Nie jest ona jednak jedyna. Lęgi obserwowano już m.in. w Radzyniu Podlaskim, Toruniu, Gogolinie, różnych miejscach pod Warszawą (Pruszków, Raszyn), Pępowie k. Gostynia, Żywcu i Brzegu. Ta ostatnia populacja wydawała się najbardziej obiecująca w kontekście utrwalenia się, ale w pewnym momencie zaobserwowano koniec jej rozwoju. Tak bywa, gdy par lęgowych jest co najwyżej kilka.
Warszawskie mandarynki nie tylko krążą dziś po całym mieście, ale zdarza się im zalecieć nawet do Finlandii. Zatem nie powinno dziwić, że są widywane już nie tylko w parkach, ale i w miejscach znacznie bardziej dzikich. Wtedy kontrola ich liczebności jest utrudniona, a powstawanie nowych miejsc lęgowych może pozostawać niezauważone przez dłuższy czas. Badacze z Tridactylusa apelują o zgłaszanie zaobserwowanych mandarynek z pisklętami pod adres: https://forms.gle/Qid45vQDnvhDqFjB7. W pewnym momencie może okazać się, że przewidywania dotyczące nieinwazyjności tego gatunku były zbyt optymistyczne. Co prawda, wydaje się, że nisza ekologiczna mandarynki w małym stopniu nakłada się na nisze rodzimych kaczek – jest to gatunek leśny, który lubi wodę, ale żywi się na przykład żołędziami.
Na razie więc mandarynka nie jest przyczyną poważnych obaw ekologów, a za to budzi powszechną sympatię. W niektórych parkach już nieco spowszedniała, ale wciąż często widać przy niej ludzi robiących zdjęcia. Pewnie nie zdetronizuje krzyżówki jako archetypicznej polskiej dzikiej kaczki, ale ma szansę na wejście do popularnej kultury. Może za jakiś czas pojawi się także w symbolice związanej ze świętami Wielkanocy.