W marcu na kanale jednej z popularnych stacji telewizyjnych nadany został dokument pt.: Do ostatniej kropli w reżyserii znanej dokumentalistki Ewy Ewart. Dotyczy on jednego z kluczowych problemów ekologicznych – zanieczyszczenia wód, w szczególności rzek. Film w niezwykle emocjonalny sposób pokazuje problemy z jakością wody z perspektywy społeczności powiązanych z konkretnymi rzekami m.in. Sarno, Renem, Waal, Dunajem, Odrą. Dokument przedstawia związki między działalnością człowieka, zmianami klimatu, zdrowiem publicznym a jakością i ilością wody.
Kiedy mówimy o wodzie?
Dokument Ewy Ewart wzbudził spore zainteresowanie i zapoczątkował rozmowy o tym, co się dzieje w zakresie gospodarowania wodami. To jedna z pierwszych tak szerokich dyskusji w przestrzeni publicznej na temat zasobów wodnych, która nie została zapoczątkowana jakąś „wodną katastrofą”. Do tej pory publicznie temat wody poruszany był właściwie wyłącznie w przypadku wystąpienia suszy, powodzi czy też innych katastrofalnych zdarzeń (jak np. na Odrze w 2022 r.). W takich polemikach niestety zazwyczaj dominuje jeden wątek, związany z bieżącym wydarzeniem. Szerszy kontekst jest pomijany. Wiedzą specjalistyczną nadal pozostaje fakt, iż zjawiska wodne są ściśle ze sobą powiązane. Niezwykle więc cieszy, że Do ostatniej kropli pokazuje, że nie da się chronić przed powodzią czy suszą rozłącznie. Skuteczne może być jedynie spojrzenie kompleksowe. Systemy rzeczne są ze sobą połączone, potrzebują miejsca do naturalnego biegu i szans na rozwój bioróżnorodności.
Europejska perspektywa
Narracja w Do ostatniej kropli prowadzona jest z perspektywy przede wszystkim europejskiej. To o tyle istotne, że przedstawia w gruncie rzeczy bliski nam punkt widzenia.
Z punktu widzenia ekspertki ds. hydrologii i gospodarki wodnej dokument Ewy Ewart nie przedstawił rewolucyjnych nowości. W środowisku specjalistów wiemy, że potrzebne są działania związane z przywracaniem naturalnego charakteru rzek czy rozwijaniem naturalnej retencji. Wiemy, że niska jakość wód jest niezwykle istotnym problemem i że jest to efekt coraz większej liczby różnorodnych zanieczyszczeń.
Na poziomie europejskim konieczność ochrony wód i kierunki działań w tym zakresie są pewnego rodzaju konsensusem, niezmiennym już od wielu lat. Ramowa Dyrektywa Wodna została przyjęta w roku 2000. Wprowadziła ona spojrzenie na wodę jako ekosystem. Bazą do określenia jego kondycji jest bowiem stan elementów biologicznych – ryb, roślin i innych organizmów wodnych. Unia Europejska wymaga opracowywania planów, które mają wprowadzać działania poprawiające jakość wód. Większość krajów członkowskich opracowała po raz trzeci plany gospodarowania wodami. Nasze zostały właśnie przyjęte. Niemniej jednak tematy poruszane przez Ewę Ewart nadal są aktualne.
Czemu więc nie rozmawiamy o tym, co robić?
Czysta woda potrzebna jest nam wszystkim. O działaniach ochronnych dyskutujemy bardzo rzadko. Jeśli już pojawia się ten temat, to rozmowy są raczej dość powierzchowne. Ochrona wód sprowadza się do haseł, które słyszeliśmy w szkole – zakręcaj wodę, kiedy czyścisz zęby, nie myj samochodów w rzece, nie śmieć. To stanowczo niewystarczające.
Czemu więc dyskusja o wodzie nie jest elementem debaty publicznej na większą skalę? O zmianach klimatu dyskutujemy szeroko, przyzwyczailiśmy się do języka stosowanego w tych rozmowach. Nikogo nie dziwią już symbole pokazujące ślad węglowy produktów. Rozmawiamy o fotowoltaice i napędzie wodorowym, które mają ograniczać emisję dwutlenku węgla do atmosfery. Wciąż jeszcze krążą mity, ale większość debat dotyczy jednak merytoryki – zapobiegania i adaptacji do zmian.
W przypadku wody wciąż nie jest to tak oczywiste. Ślad wodny wciąż jest pojęciem znanym tylko osobom zainteresowanym tematem. To, jak odczytywać ocenę stanu wód i przede wszystkim, gdzie jej szukać, nadal jest wiedzą specjalistyczną. Korzyści płynące z naturalnej retencji wymienią co najwyżej entuzjaści przyrody i eksperci. Wynika to, w mojej opinii, między innymi z dość hermetycznego języka, który wytworzył się w gospodarce wodnej. Jest on pełen akronimów – jcwp, aPGW, PZRP, GZWP itp. To odcina zwykłych ludzi, którym dobro naszych wód leży na sercu, od dostępu do informacji. Poza tym pozycja gospodarki wodnej w naszym systemie zarządzania jest dość niska. Od strony administracyjnej zarządzanie wodami zmieniało ministerstwa już wielokrotnie. Również przekrojowy charakter zagadnień dotykający wielu sektorów: rolniczego, spożywczego, energetycznego, transportowego czy bezpieczeństwa, nie ułatwia zrozumienia zawiłości tematu wody. By kształtować politykę wodną, trzeba porozumienia na wielu płaszczyznach. W dokumencie Do ostatniej kropli pada zdanie: „Rzeki nie funkcjonują jako całość w prawie. Rzeka jest podzielona na wodę z jednej strony, ryby z drugiej i rośliny jako odrębne jednostki”. W Polsce funkcjonuje to dokładnie w taki sposób.
Widzę ogromną potrzebę zmiany sposobu rozmowy o wodzie. Takie dokumenty jak Do ostatniej kropli bardzo ułatwiają szeroką dyskusję. Dają początek rozważaniom o stanie naszych rzek, o tym, jak gospodarka i jej rozwój mają się do ochrony wody. Niezwykle budująca jest świadomość, że w skali lokalnej ochrona rzeki zaczyna budzić zainteresowanie. Mam nadzieję, że takie inicjatywy, jak nadanie osobowości prawnej rzece w celu jej ochrony, będą poddane publicznej i merytorycznej debacie także w Polsce. Bez rozmawiania, nie tylko w gronie eksperckim, o tym, jak chcemy chronić rzeki, realne działania będą znacznie trudniejsze. Wodne sprawy bowiem dotyczą wszystkich nas.