Zmiany klimatu odciskają piętno na każdym aspekcie naszego życia, a jednak w debacie publicznej woda wciąż pozostaje w cieniu. Nie potrzebujemy rewolucji, lecz zrozumienia. Bo jeśli nie uświadomimy sobie, jak działa ten system, będziemy żyć od katastrofy do katastrofy – ostrzega Jacek Zalewski, ekspert ds. gospodarki wodnej, w rozmowie z Agnieszką Hobot.
Czy Polska ma strategię zarządzania wodą, czy wciąż poruszamy się po omacku? Dlaczego miasta dławione betonem nie radzą sobie z wodą – ani gdy jej brakuje, ani gdy jest jej za dużo? I czy rozwiązania inspirowane naturą mogą stać się przyszłością zarządzania zasobami wodnymi? O tym, jak zmienia się nasze otoczenie, a my wciąż nie nadążamy, w rozmowie, która nie pozostawia złudzeń.
Agnieszka Hobot: W debacie o zmianach klimatu energetyka i jakość powietrza grają pierwsze skrzypce – ceny prądu elektryzują społeczeństwo, smog w miastach budzi obawy o zdrowie, a woda jest wszędzie, ale jakby jej nie było. Dopiero gdy zaczyna jej brakować albo gdy niszczy wszystko na swojej drodze, przypominamy sobie, że istnieje. Dlaczego temat wody wciąż jest traktowany jako drugoplanowy?
Jacek Zalewski: Woda jest tematem tak obszernym – od tej w kranie i rurach w mieście, przez rzeki i jeziora, aż po zmiany poziomu oceanów – że paradoksalnie trudno uchwycić, o czym właściwie mamy debatować. Ale nie zgodzę się, że jej nie ma w codziennych rozmowach. Mówimy o niej cały czas – kiedy narzekamy na suszę, powódź, brudną rzekę czy wysychające jeziora. Problemem jest co innego – woda nie istnieje w debacie politycznej w sposób profesjonalny i strategiczny.
Branża wodna przez lata była na usługach innych sektorów – energetyki, transportu, przemysłu, rozwoju miast – jako priorytetowych. Sama stawała się narzędziem, dodatkiem do infrastruktury. Dziś sytuacja się odwróciła. Zaczynamy dostrzegać, że to woda dyktuje warunki: w postaci suszy, powodzi, niedoborów, wysokich kosztów, spadającej jakości, przegrzanych miast bez zieleni, strat w rolnictwie, kosztów pompowania wód podziemnych czy problemów z odpadami poprzemysłowymi, jak solanki z kopalń.
Dla większości ludzi to nowe zjawiska, ale nie dla tych, którzy od lat zajmują się wodą. Naszym problemem jest słabość branży. Nie debatuje, nie wypracowała własnej strategii, nie ma siły przebicia, nadal mentalnie tkwi w XIX w., w czasach, gdy wodę traktowano jako coś, co po prostu jest.
Energetyka od dekad wyznaczała kierunek działań. Ceny prądu to temat codziennych rozmów. A woda? O jej cenie dopiero zaczynamy mówić głośno, mimo że płacimy za nią w różny sposób co najmniej pięć razy: za pobór i uzdatnianie, doprowadzenie do domów, odprowadzanie ścieków, oczyszczanie i infrastrukturę deszczową. A gospodarka wodna w skali zlewni? To już w ogóle temat, którym mało kto się przejmuje – aż do momentu, gdy wydarza się katastrofa, jak np. masowe śnięcie ryb w Odrze czy powódź w Kotlinie Kłodzkiej.
Dopóki nie zrozumiemy, że woda to nie zasób pomocniczy, lecz absolutna podstawa wszystkich systemów, od gospodarki po jakość życia, będziemy na nią reagować jedynie doraźnie – zawsze za późno, zawsze w trybie kryzysowym.
A.H.: Susze i powodzie nie są już ekstremalnymi epizodami – stają się codziennością, uderzając w infrastrukturę, gospodarkę i jakość życia. Mechanizm tych zjawisk wydaje się jasny, ale czy rzeczywiście go rozumiemy? Jak zmieniony cykl obiegu wody wpływa na ich częstotliwość i intensywność? Jakie, mniej oczywiste, konsekwencje mogą nas czekać w kolejnych dekadach?
J.Z.: Mechanizm jest dobrze udokumentowany – ostatnia powódź w Ziemi Kłodzkiej jesienią 2024 r. pokazała to dobitnie. Powietrze nagrzane bardziej niż dekadę temu, będące efektem zmiany klimatu, może zatrzymać więcej pary wodnej. Skoro temperatura wzrasta globalnie, okresy suszy się wydłużają – woda paruje, nasycając atmosferę. A kiedy w końcu wilgotne, ciężkie powietrze napotyka chłodniejszą masę, następuje intensywny, długotrwały opad albo gwałtowne, nawalne ulewy o katastrofalnych skutkach.
Problem nie tkwi jednak tylko w klimacie, ale i w tym, jak my, ludzie, zmieniamy krajobraz. Woda, zamiast wsiąkać w ziemię, spływa jak po szkle – bo powierzchnia jest uszczelniona. Wylesiania na dużą skalę z użyciem nowoczesnych leśnych maszyn – harwesterów, niszczenie naturalnej retencji, regulacja rzek, inwazyjne inwestycje infrastrukturalne – wszystko to sprawia, że woda znika tam, gdzie jest potrzebna i pojawia się tam, gdzie nie powinna. Od suburbanizacji po intensywne rolnictwo, od rowów melioracyjnych po betonowanie przestrzeni – przykładów jest mnóstwo.
Co nas czeka? Pogoda będzie zmienna – będziemy żyć trochę jak w mediach: od jednej katastrofy do drugiej. Raz Wisła, raz Odra. Drożejące życie, ograniczony rozwój przemysłu, kolejne kryzysy wodne. Ale to, o czym nie mówi się głośno, to degradacja środowiska. Jeśli nie zmienimy podejścia i nie zaczniemy rozumieć ekosystemu, zamiast go brutalnie modyfikować, utkniemy w przestrzeni coraz mniej przyjaznej – nie tylko dla przyrody, ale i dla nas samych.
A.H.: Czy Polska posiada kompleksową strategię zarządzania wodą w kontekście zmiany klimatu? Czy wciąż działamy reaktywnie, podejmując krótkoterminowe decyzje? Jakie są największe luki w systemie i jakie konsekwencje może mieć ich ignorowanie?
J.Z.: Polska nie ma takiej strategii i – paradoksalnie – może to dobrze. Bo czy przy obecnych priorytetach, na przykład obronności kraju, władza byłaby w stanie stworzyć ją w sposób merytoryczny, rzeczywiście uznając za najważniejszą? Wątpię. Brałem udział w wielu spotkaniach na ten temat – diagnoza problemów zwykle jest trafna, ale potem… albo proponuje się rozwiązania nierealne do wdrożenia, albo wciąż powiela pomysły sprzed 200 lat, z epoki, gdy Wisłą spławiano drewno i zboże.
Dziś nie potrzebujemy kolejnego dokumentu, lecz zmiany podejścia – w samorządach, edukacji oraz w środowiskach zawodowych. Nadal tkwimy mentalnie w epoce, w której odporność na zmiany klimatu oznaczała więcej betonu. Tymczasem to elastyczność ekosystemu, który – jeśli nawet ugnie się w momencie katastrofy – zdoła się podnieść, nie powodując lawiny strat.
Dlatego warto wspierać oddolne inicjatywy, edukację i świadome samorządy. To właśnie robimy – poprzez konferencje Stormwater Poland czy Water Folder Day, które skupiają rocznie prawie 1500 ekspertów. Tych wydarzeń jest zresztą coraz więcej. Edukację podejmują wydawnictwa, takie jak Wodne Sprawy czy portale Nauka o Klimacie i Świat Wody. Ale to wciąż za mało – temat wody powinien być priorytetem, a nie dodatkiem do debaty o zmianie klimatu.
A.H.: Czy jako społeczeństwo zdajemy sobie sprawę z roli wody w adaptacji do zmiany klimatu? Jakie błędne przekonania dominują i najbardziej utrudniają wdrażanie skutecznych rozwiązań? Czy problemem jest brak edukacji, czy może niewystarczająca komunikacja między ekspertami, politykami a społeczeństwem?
J.Z.: Jesteśmy na etapie, w którym wciąż uczymy się podstaw – jak np. zakręcanie wody podczas mycia zębów. To drobny krok, ale dobry na początek. Wydawałoby się, że pandemia pozostawiła po sobie nawyk częstszego mycia rąk, ale wystarczy spojrzeć na zachowanie przy umywalkach na stacjach benzynowych, żeby nabrać wątpliwości, co do powszechności tej praktyki.
A co z głębszym zrozumieniem problemu? W samorządach świadomość rośnie, bo to samorządowcy widzą problem z bliska – nie zawsze wiedzą, jak go rozwiązać, ale wiedzą, że istnieje. I co ważne – w przeciwieństwie do rządzących na szczeblu centralnym – rzadziej opowiadają bzdury dla efektu politycznego…
A.H.: Mieszkając w mieście, jesteśmy szczególnie narażeni na skutki zmiany klimatu – od fali upałów po powodzie błyskawiczne. Jakie rozwiązania mogą w najbliższych latach zrewolucjonizować zarządzanie wodą w przestrzeni miejskiej?
J.Z.: Nie potrzebujemy rewolucji, lecz zrozumienia. Woda deszczowa musi wsiąkać, a nie spływać. To nie innowacja, a podstawowa zasada, którą zna każdy rolnik i każdy gospodarz. Chodnik powinien odprowadzać wodę na trawnik, a nie odwrotnie.
Oczywiście możemy mówić o digitalizacji systemów retencji, o sterowaniu infrastrukturą w oparciu o prognozy pogodowe, o wykorzystaniu sztucznej inteligencji. To wszystko jest możliwe i skuteczne– ale jeśli nie zaczniemy od zrozumienia podstawowego cyklu wody i tego, jak wzmacniać ekosystemy, które tę gospodarkę regulują, żadna rewolucja nie będzie miała sensu. Będzie tylko plasterkiem na głęboką ranę.
A.H.: W wielu krajach zarządzanie wodą coraz częściej opiera się na rozwiązaniach inspirowanych naturą (Nature-Based Solutions). Czy w Polsce są realne szanse na ich wdrożenie na większą skalę? Jakie bariery – technologiczne, administracyjne, finansowe – mogą utrudnić ich rozwój? I jakie korzyści przyniosłoby odejście od tradycyjnych, betonowych rozwiązań?
J.Z.: Według mnie, jako społeczeństwo, mamy jedną istotną cechę – jesteśmy otwarci na nowości i bardzo szybko się adaptujemy. Gdy tylko dostrzeżemy realną potrzebę zmian, potrafimy błyskawicznie wdrażać nowoczesne rozwiązania. Tak było z budową dróg, oczyszczalniami ścieków, dostępem do wody, digitalizacją czy nawet skokowym rozwojem medycyny. Dzięki temu nie zostajemy w tyle, a czasem wręcz wyprzedzamy inne kraje. Naszym problemem nie jest brak innowacji, ale konsekwencja w budowaniu przyszłości.
Jeśli chodzi o Nature-Based Solutions, widzimy wyraźne efekty ich wdrażania. Wystarczy wspomnieć fundusze unijne – miliardy złotych przeznaczane na adaptację miast do zmiany klimatu. Ministerstwo Klimatu i Środowiska oraz NFOŚiGW od lat wspierają rozwój błękitno-zielonej infrastruktury. Tylko w jednym konkursie na zazielenienie otoczenia szkół wniosków było pięć razy więcej niż przewidzianych środków! To pokazuje, że zmiana już się dzieje – i to na ogromną skalę. Z naszej platformy, gdzie inżynierowie projektują zielone dachy, otwarte zbiorniki wodne czy systemy infiltracji deszczówki, korzysta już 10 tys. specjalistów. To nie nisza – to trend, który nabiera rozpędu.
Czy działania mogłyby być szybsze? Oczywiście. Ale nie można nie doceniać tego, co już się udało. Jesteśmy na dobrej drodze – teraz musimy tylko utrzymać tempo i przestać traktować wodę jako problem, a zacząć myśleć o niej jako o kluczowym zasobie, od którego zależy przyszłość nas samych.
Wiceprezes zarządu w RetencjaPL. Prowadzi zespół realizujący rocznie kilkadziesiąt projektów w obszarze wód opadowych i gospodarki wodnej dla jednostek samorządu terytorialnego i instytucji/jednostek rządowych. W ostatnim czasie mocno zaangażowany w promowanie idei adaptacji do zmiany klimatu, co ma także wymiar praktyczny: współpracując z wieloma samorządami, RetencjaPL pozyskała setki milionów złotych na projekty dla polskich miast z funduszy EU, przede wszystkim z FEnIKS’a. Jego pasją jest gospodarka wodna. Mocno zaangażowany w promocję zrównoważonego podejścia do zarządzania systemami odwodnienia, planowania błękitno-zielonej infrastruktury i retencji oraz zrównoważonego utrzymania rzek. Praktyk z dużym doświadczeniem współpracy z samorządem i przedsiębiorstwami wod-kan. Doświadczony prezenter i wykładowca, autor wytycznych, katalogów i współautor podręczników. Współorganizator międzynarodowej konferencji Stormwater Poland.
zdj. główne: Paweł Przykaza / Unsplash