Mój Atlantyk. Wspomnienia z podróży

Atlantyk

Pierwszy raz zobaczyłem ocean trzydzieści lat temu, gdy razem z kolegą wybrałem się zimą do Portugalii. Jechaliśmy autostopem ze Śląska i dotarliśmy do Lagos w Algarve. Odbyliśmy tę podróż w ramach „poszerzania świata”. W tym okresie jeździłem też do krajów byłego ZSRR i byłem nieco oswojony z rozległą przestrzenią, „suchym oceanem”, więc spodziewałem się czegoś podobnego na zachodzie. Jednak ten prawdziwy mocno mnie zaskoczył. Doskonale pamiętam moment, w którym ruszyliśmy ponurkować i poskakać na falach w miejscach, które do dziś uważam za jedne z najpiękniejszych na świecie.

Atlantyk u wybrzeży Portugalii

Ciepły, raczej dobrze ubity, żółty piasek i piaskowiec wysokich skał stał się dla mnie wzorem, do którego porównywałem inne wybrzeża. Temperatura wody, jak i powietrza wynosiła około 16°C, ale my czuliśmy, że jest znacznie cieplej. Najbardziej zaskoczyła mnie praca samego oceanu. Metrowa fala, która na Bałtyku lekko by mnie wytrąciła z równowagi, tutaj mnie przewróciła i wypluła 5 m dalej. Ruchy wody potrafiły też dosłownie przybijać mnie do dna na kilka sekund lub nawet szorować ciałem po kamieniach.

Same kamienie, ważące nawet 2-3 kg, poderwane z dna, płynęły razem z przybojem. Zajęło mi trochę czasu nauczenie się, że w takiej sytuacji należy szybko oderwać stopy od podłoża i nurkować w zbliżającą się falę. Można też po prostu schować się pod wodą lub – jeśli fala się nie załamuje – wypłynąć na jej grzbiet. Wymaga to dobrej techniki pływackiej, ale tak, da się pływać w przyboju!

W rozległych oceanicznych zatokach można też poruszać się za przybojem, na spokojniejszej wodzie, ale trzeba się dowiedzieć wcześniej, czy nie występuje tam jakiś niebezpieczny prąd. Gdy zatoka się zwęża u wylotu, w tym miejscu może okresowo pojawiać się spora siła ssąca, związana z pływami. Takie miejsca są groźne dla pływaków. Znacznie większa energia kinetyczna fal oceanicznych niż morskich wynika z tego, że mogą one powstać tysiące kilometrów dalej.

Wiatr rozpędza masy wody na ogromnym, pozbawionym naturalnych przeszkód obszarze. Bywa tak, że sam wiatr nie dociera do wybrzeża. Widzimy, słyszymy, odczuwamy działanie wielkiego spiętrzenia wody przy prawie absolutnej ciszy w powietrzu. To trochę nierealne wrażenie, ponieważ rodzi się poczucie, że ten gwałtowny przybój jest jakąś informacją z przeszłości, która dociera do nas na przykład z Azorów. To tam nastąpił kataklizm, a my słyszymy tylko jego echo.

Będąc pierwszy raz w Portugalii, nie wiedziałem zbyt wiele o fado, muzyce z wysp Zielonego Przylądka czy o sambie. Nie znałem kultury luzytańskiej, poddanej mocnym wpływom zachodnioafrykańskim i oddziaływaniom kultury brazylijskiej. Luzytania obejmowała obszar obecnej Portugalii na południe od Duero i południowo-zachodnią część Hiszpanii. To co mnie uwiodło, to pewien spokój mieszkańców, który mi się udzielał oraz fakt, że kiedy przyjechaliśmy do Lagos, spotkaliśmy niezwykłą emigrantkę z Polski.

Starsza pani wyjechała w latach sześćdziesiątych z miasta, w którym mieszkaliśmy. Z Siemianowic Śląskich. Skorzystała z okazji, by zapytać, jak teraz wygląda Śląsk i kamienica, którą kiedyś opuściła. Uznała także, że nie możemy zginąć tutaj z głodu i dała nam pieniądze, które wystarczyły na wynajęcie porządnej kwatery w starej zabudowie, na obiady w czasie pobytu i kieliszek porto na deser. Jak mogłem się nie zakochać w Portugalii?

Od kiedy przeczytałem w czasach szkolnych Odyseję Homera, uważam ją za najważniejszą książkę, która powstała w naszym kręgu kulturowym (choć wielu kulturoznawców postawiłoby na Iliadę). Będąc na wybrzeżu Atlantyku, uzmysłowiłem sobie, że wydarzenia z morskich opowieści starożytnych Greków rozgrywają się na stosunkowo małej przestrzeni. Żegluga Greków i Rzymian była kabotażowa, po linii wybrzeża, od portu do portu. Atlantyk był dla nich krainą mityczną, choć zapuszczali się tutaj Fenicjanie, a wiking Leif Eriksson dopłynął nawet do Ameryki.

Jednak epokę ekspansji europejskiej rozpoczął dopiero Henryk Żeglarz. Włączył Maderę i Wyspy Zielonego Przylądka do Portugalii, a także wyznaczył pierwsze nowożytne trasy oceaniczne. Portugalia, znajdując się de facto w objęciach kultury śródziemnomorskiej, wymyka się tejże, ponieważ leży nad oceanem, a nie nad Morzem Śródziemnym. Zresztą jej mieszkańcy często ocean nazywają morzem. Teraz oceniamy epokę odkryć ambiwalentnie, ale pierwszeństwo na Atlantyku, w sensie trwałych przemian, należy się Portugalii. Można by powiedzieć, że odkrywcy z tego kraju stworzyli swoje Morze Luzytańskie, od Półwyspu Iberyjskiego do Brazylii.

Portugalski poeta Fernando Pessoa w wierszu Ocean. Poranek, porównuje morze do węża, który zwija się i rozciąga. I ja widzę ten srebrny połysk łusek i mam skojarzenie z ogromnych rozmiarów gadem. Poetka Fiama Hasse Pais Brandão pisze w utworze Pieśń stworzenia o falach, które łamią się nieprzerwanie od początków świata, dzięki czemu możemy się przysłuchiwać dźwiękom stworzenia. I taka wrażliwość jest mi bliska. O ogromie oceanu pisze też nasz Stanisław Lem w książce Solaris. Przedstawia wielkie morze jako byt odrębny, niezrozumiały, przerastający nas pod każdym względem. Ocean to kosmos na Ziemi. Albo jeszcze inaczej: dwa nieba. Pływamy w jednym, spoglądając na drugie.

Madera – cudowna wyspa na Atlantyku

Popłyńmy na Maderę! Może tutaj bym się osiedlił – myślałem przez lata. Jest Atlantyk, czarny piasek wulkaniczny, dramatyczne klify i wieczna wiosna. Brak szelfu kontynentalnego powoduje, że fale nie mają na czym wyhamować i z całą siłą atakują brzeg, dając szczególny spektakl. Jest ciut za zimno, by przyciągnąć turystę masowego, który lubi Wyspy Kanaryjskie. Z Madery można pływać wpław na wyspę Porto Santo. To przeprawa pływacka o długości 50 km, odpowiednia tylko dla najlepszych pływaków długodystansowych. Jeśli podejmiemy wyzwanie, na mecie będzie czekał na nas „normalny”, żółty piasek. Naturalnie na Porto Santo możemy dopłynąć także łódką.

To, co mnie zniechęcało do zamieszkania na Maderze, to fakt, że prawdopodobnie musiałbym zmienić zawód fizjoterapeuty dziecięcego i pracować w branży turystycznej. Wiele kwestii związanych z wyspą przegaduję z przyjaciółmi: Joao Nóbrega i Renatą, która jest przyjaciółką mojej żony jeszcze z dzieciństwa. Teraz pracuje jako przewodniczka i prowadzi projekt „Madera z nami”. Wyspa kojarzy mi się także z kłopotami z wychodzeniem z wody. Wystarczyło, by wiatr lub pływ się nieco zmienił, kiedy wdrapywałem się na brzeg po skałach, a pojawiało się realne ryzyko uderzenia o ścianę skalną w wyniku działania przyboju. Obserwowałem więc długo miejsca, w których chciałem rozpocząć pływanie, przygotowując się do niego. Na wyspie pełno jest miejsc zupełnie bezpiecznych do kąpieli.

Madera zaczęła się zmieniać, gdy do wyspy dotarły fundusze europejskie. Ludzie chcą mieszkać wygodnie, chcą być skomunikowani nowoczesnymi drogami i tunelami. Niestety nadmorski deptak albo marina mogą nieodwracalnie zmienić pejzaż. Na przykład wioska Jardim do Mar słynęła z pięknych fal, które cenili sobie surferzy z całego świata. To niestety już przeszłość. Chciałbym zacytować pisarza Williama Finnegana, który w książce Dni barbarzyńców pisze tak:

Między na wpół ukończoną drogą a morzem znajdowała się zaś najpaskudniejsza opaska brzegowa, jaką w życiu widziałem: chaotyczna, szara sterta bloków betonu. Była agresywnie pozbawiona jakichkolwiek cech charakterystycznych, a jednocześnie patrzenie na nią sprawiało ból. Betonowe bloki przypominały tysiące porzuconych trumien. Oto nowa linia brzegowa. Brązowe falki obmywały bloki.

Na szczęście nie wiem, jak to wyglądało kiedyś. Mniej żal. Wyspa dalej jest w moich oczach zjawiskowa.

Rio de Janeiro – wymarzone pływanie u wybrzeży Brazylii

Cudowne miasto. Miasto w lesie. Perfekcyjne dzieło Boga. To wszystko prawda. Od zawsze chciałem pływać wzdłuż Copacabany i Ipanemy. Pierwsza z nich rano i późnym wieczorem wypełniona jest ludźmi uprawiającymi sport. Druga, uchodząca za bardziej snobistyczną, należy do surferów i bogatszych letników. Na Copacabanie i Plaży Czerwonej działa kilka klubów pływackich, do których można dołączyć w trakcie porannych zajęć. Także dzieci uczą się pływać z instruktorami w morzu, za linią przyboju, na samym końcu Copacabany, blisko skały Arpoador.

Jest to praktyka nie do pomyślenia w Polsce, tym bardziej, że gdy tam byłem, na początku listopada 2022 r., woda miała około 20°C, a dzieci pływały bez ubrań z neoprenu. W trakcie karnawału, ze względu na zmianę prądu oceanicznego, woda jest jeszcze chłodniejsza. Rio de Janeiro jest raczej omijane przez rekiny. Można je spotkać na brazylijskim wybrzeżu, ale bliżej równika. Swoje zupełnie bajkowe przedsięwzięcie pływackie mogłem zrealizować dzięki Adrianowi Ucińskiemu, ratownikowi wodnemu i medycznemu z Sosnowca. Wybrał się do Rio razem ze mną i wspierał organizacyjnie.

Plan zakładał start na wysokości Góry Dwóch Braci, przepłynięcie w odległości około 1 km wzdłuż Ipanemy, Copacabany, Głowy Cukru, następnie przecięcie zatoki Guanabara i płynięcie dalej wzdłuż wybrzeża lub wpłynięcie do zatoki, jeśli warunki by nie pozwalały na kontynuowanie wyzwania. Występują tam zmienne prądy, zależne od pływów. Długo czekaliśmy na dobrą pogodę. Gdy przylecieliśmy do Rio było burzowo i wietrznie. Wystartować udało się w okienku pogodowym dopiero pod koniec pobytu w mieście. Noc przed przeprawą spędziliśmy na jachcie Vicente Klonowskiego, ekologa morskiego z miasta Macaé.

Vicente w przeszłości podróżował ze swoją rodziną tratwą po przybrzeżnych wodach Brazylii, walczy też o prawa do ziemi dla ludności autochtonicznej. Na jachcie wspierał nas także Nikola Schreier. Rano wskoczyłem do wody i płynęło mi się doskonale, pomimo lekko wzburzonego morza. Co jakiś czas przewracałem się na plecy i ściągałem okulary, żeby obejrzeć panoramę miasta. Płynąc, mogłem dostrzec górującą nad miastem statuę Chrystusa Zbawiciela.

Męczyłem się koło Głowy Cukru, ponieważ fale odbijały się od skał i wracały, nieprzyjemnie kołysząc wodą. Gdy znaleźliśmy się na wysokości zatoki Guanabara, okazało się, że pogoda jednak nie pozwala na dalsze płynięcie po otwartym morzu. Skręciliśmy więc w stronę centrum miasta. Niestety zaczął się odpływ, który ciągnął mnie w przeciwną stronę z prędkością, myślę, od 1 do 1,5 km/h. Zacząłem się stresować, że nie wykonam planu minimum, czyli nie odpłynę 15 km od Dwóch Braci i nie dotrę do plaży przy klubie żeglarskim.

Do zaplanowanego dystansu dołożyłem więc realnie trzy następne kilometry i płynąc ostatnie półtorej godziny naprawdę mocno, stanąłem ostatecznie na plaży koło klubu żeglarskiego. Akcja w wodzie zajęła mi 5 godzin i 45 minut. Pomyślałem, że pływak czasem płynie, by udowodnić sobie i światu, jaki jest mocny. Ale nie w Rio. Tam pływa się w nagrodę. Najważniejsze dla mnie było to, że w ogóle mogłem tam być i mogłem przeżywać tamte emocje. Trudno by mi było w to wszystko uwierzyć kilkanaście lat temu. Pozostaje jeszcze kwestia jakości wody u wybrzeży Brazylii. Zastrzeżenia budzi zwłaszcza ta w zatoce blisko centrum Rio. Nadaje się do pływania, ale nie jest najlepsza. W 2023 r. ruszyły inwestycje, które mają tę sytuację poprawić.

Niespokojne wody Atlantyku u wybrzeży Porto

Na koniec chciałbym powrócić na kontynent europejski. Niedawno byłem z rodziną w Porto, gdzie skupiłem się, a jakże, na obserwowaniu oceanu. Chciałem też pojechać do słynnego Nazaré i zobaczyć największe fale w Europie, jednak akurat tych gigantycznych się nie spodziewano, wolałem więc zostać i poczuć dokładnie wszystko to, co dzieje się na miejscu. Nadchodził niż z Azorów, byłem więc podekscytowany. Okazało się, że w Porto istnieje zwyczaj podjeżdżania w sztormowe dni na parkingi przy samym oceanie. Ludzie siedzą w autach i przyglądają się żywiołowi. Czasami stanowi to element randki, ale więcej jest samotników wpatrzonych w dal.

Idąc wzdłuż rzeki Douro, z centrum miasta do ujścia, stajemy obok długich falochronów i obserwujemy, jak przybój naciera na beton. To dramatyczne doświadczenie i wydaje się, że wszyscy tylko czekają, aż stanie się najgorsze: falochron pęknie pod naporem wody. W spokojny dzień plaże to raj dla pragnących odpoczynku, a w trochę bardziej wietrzne – dla surferów. Ale nie dziś. Dziś musimy się kulić, by nas nie wywiało i uważać, żeby jakiś morski jęzor nie zagarnął nas do swojej paszczy. Najlepszym punktem obserwacyjnym jest parking znajdujący się po drugiej stronie ujścia rzeki. Administracyjnie to Vila Nova de Gaia. Znajduje się tam wyniosły cypel. Po prawej stronie, w ujściu rzeki, możemy oglądać ukrywające się przed wiatrem ptactwo wodne.

W drugą stronę rozciągają się częściowo skaliste plaże, które w taki niżowy dzień są po prostu przerażające. Ruch wirowy, rolowanie, huk przyboju może zniechęcić do myślenia o żeglarstwie, podróżach i pływaniu. Siedzenie w aucie i obserwacja tego spektaklu byłaby luksusem, jednak nie mamy samochodu, więc po pół godzinie siekący deszcz wygania nas z linii rażenia morza. Uciekam wraz z rodziną do pierwszej napotkanej kawiarenki w głębi lądu, gdzie kawa z ciastkiem kosztuje dwa razy mniej niż w Polsce. Mieszkamy na ładnym Wolinie, ale gdy pytam żonę, czy chciałaby żyć w Portugalii, odpowiada, że tak. Zobaczymy, co życie przyniesie. Atlantyk przyciąga, może więc przynajmniej jedną porę roku moglibyśmy spędzać w przyszłości w świecie luzytańskim.

Assistant Icon

Używamy plików cookie, aby zapewnić najlepszą jakość korzystania z Internetu. Zgadzając się, zgadzasz się na użycie plików cookie zgodnie z naszą polityką plików cookie.

Close Popup
Privacy Settings saved!
Ustawienie prywatności

Kiedy odwiedzasz dowolną witrynę internetową, może ona przechowywać lub pobierać informacje w Twojej przeglądarce, głównie w formie plików cookie. Tutaj możesz kontrolować swoje osobiste usługi cookie.

These cookies are necessary for the website to function and cannot be switched off in our systems.

Technical Cookies
In order to use this website we use the following technically required cookies
  • wordpress_test_cookie
  • wordpress_logged_in_
  • wordpress_sec

Cloudflare
For perfomance reasons we use Cloudflare as a CDN network. This saves a cookie "__cfduid" to apply security settings on a per-client basis. This cookie is strictly necessary for Cloudflare's security features and cannot be turned off.
  • __cfduid

Odrzuć
Zapisz
Zaakceptuj

music-cover