Kenia, położona w sercu Afryki Wschodniej, znana jest jako turystyczny raj z piaszczystymi plażami i bujnymi sawannami. Jednak codzienność Kenijczyków rysuje się w mniej idyllicznych barwach, szczególnie jeśli chodzi o dostęp do czystej wody. W naszym wywiadzie z Martą Wawrzyniak, ekspertką Polskiej Akcji Humanitarnej, przyglądamy się, jak Kenia mierzy się z wyzwaniami spowodowanymi zmianami klimatycznymi oraz jakie innowacyjne rozwiązania mogą przynieść ulgę w trwającym kryzysie wodnym.
Agnieszka Hobot: Jakie są kluczowe wyzwania w dostępie do czystej wody w różnych regionach Kenii i jak wpływa to na codzienne życie mieszkańców?
Marta Wawrzyniak: Jak wiemy, Kenia jest popularnym celem turystycznym, ale rzadko zdajemy sobie sprawę, że dla mieszkańców tego kraju dostęp do czystej, pitnej wody jest bardzo ograniczony, w przeciwieństwie do warunków, które mają turyści.
Kenia to kraj względnie bezpieczny, niedoświadczający poważniejszych katastrof klimatycznych czy konfliktów zbrojnych. Niemniej od lat boryka się z widocznymi zmianami klimatycznymi. W Kenii występują pory sucha i deszczowa, pojawiające się 2 razy w roku. Jednakże, w ostatnich 5 do 8 latach, zmiany w nadejściu tych pór są coraz bardziej zauważalne, z wydłużającą się porą suchą, co skutkuje mniejszą ilością i regularnością opadów. To z kolei wpływa na dostęp do wody pitnej i na jakość życia ludzi, którzy w dużej mierze zajmują się rolnictwem.
Regiony, takie jak północ Kenii czy okolice Turkany, są szczególnie dotknięte zmianami klimatu. Od 5 lat mieszkańcy tych obszarów doświadczają ogromnych susz, które doprowadziły do śmierci milionów zwierząt hodowlanych z powodu braku wody. Ich wysoka umieralność oznacza z kolei brak środków do życia dla ludzi, którzy prowadzą życie pasterskie.
Zmiany klimatu wpływają również na inne regiony Kenii, takie jak hrabstwa Machakos, Makueni i Kitui, w których działamy jako Polska Akcja Humanitarna. Są to tereny suche, pustynne, gdzie dostęp do wody jest bardzo ograniczony. Mieszkańcy tych obszarów czerpią wodę z sezonowych rzek, które szybko wysychają.
Często powtarza się, że w Afryce brakuje wody, ale to mit. Problemem jest nieistnienie infrastruktury wodnej lub jej zły stan – ulega ona często awarii z powodu braku konserwacji. Taka sytuacja powoduje, że 60 proc. wody deszczowej jest tracone, niezatrzymywane z powodu braku odpowiednich urządzeń.
A.H.: W kontekście zmian klimatycznych, czy dostrzegasz jakieś zmiany w ostatnich latach w podejściu rządu Kenii do niedoborów wody?
M.W.: Rząd Kenii koncentruje się na budowie dużej infrastruktury, takiej jak tamy wodne, które niestety często nie spełniają oczekiwań i nie zaspokajają potrzeb lokalnej społeczności. Można więc powiedzieć, że tego rodzaju projekty nie przyczyniają się do znacznej poprawy jakości życia ludności, jeśli chodzi o dostęp do wody. Wciąż jest bardzo wiele obszarów, które nie otrzymują dostatecznego wsparcia w tym zakresie.
A.H.: Jak wygląda współpraca z organizacjami takimi jak wasza? Czy jest to łatwe, czy są jakieś specyficzne warunki, które utrudniają lub komplikują wasze działania?
M.W.: Nasza działalność to głównie praca u podstaw, czyli bezpośrednio z lokalnymi społecznościami w celu poprawy ich dostępu do wody i ogólnej jakości życia. Nie współpracujemy na wyższym szczeblu rządowym, skupiamy się bardziej na współdziałaniu z lokalnymi organizacjami i społecznościami, a także z miejscowymi władzami. Jest to bardzo efektywne i pozytywne. Konsultujemy z nimi nasze pomysły też po to, aby upewnić się, że wdrażane projekty odpowiadają na rzeczywiste potrzeby społeczności, a nie są narzucone z zewnątrz.
A.H.: Rozumiem, że to właśnie badania lokalnych potrzeb zainspirowały Was do uruchomienia projektu związanego z fitoremediacyjnymi roślinami, który realizujecie wspólnie z kenijskim startupem.
M.W.: Tak, dokładnie. Temat jest stosunkowo nowy; idea narodziła się w zeszłym roku. Obecnie realizujemy dwa projekty pilotażowe, w których wykorzystujemy stawy z roślinami fitoremediacyjnymi. Inicjatywa jest jeszcze w fazie wdrażania, więc ciągle zbieramy informacje, które pozwolą nam ocenić, czy i jak skutecznie działa ta metoda. Pilotaż przeprowadzamy w dwóch szkołach z internatem, gdzie zużycie wody jest szczególnie duże. W jednej uczy się ok. 1300 uczniów, a w drugiej ok. 500-600 i obydwie mają w planach zwiększenie tych liczb w najbliższych latach. Nasze działania skupiają się na ponownym wykorzystaniu ścieków – zarówno czarnej wody z toalet, jak i szarej wody z pryszniców czy pralni.
Ścieki, czyli czarna woda, są uzdatniane oddzielnie i wykorzystywane wyłącznie do spłukiwania w toaletach. Po oczyszczeniu są ponownie wprowadzane do systemu sanitarnego, co pozwala na zamknięcie obiegu. Szara woda z pryszniców i pralni również jest oczyszczana, ale wykorzystywana do innych celów, takich jak sprzątanie czy nawadnianie upraw, które służą stołówce szkolnej. Dzięki temu uczniowie mogą zjeść pożywny posiłek w trakcie przerwy.
Nadzór naukowy i techniczny nad projektem sprawuje kenijska jednostka, która od lat zajmuje się tworzeniem minioczyszczalni wody. To oni dysponują niezbędnym know-how. My skupiamy się głównie na wdrażaniu projektu i monitorowaniu jego efektywności oraz przydatności. Pierwszych wyników spodziewamy się w marcu przyszłego roku.
A.H.: Czy wdrażanie waszych działań wymaga edukacji lokalnej społeczności, w tym dzieci i nauczycieli? Jak wygląda ten proces od środka?
M.W.: Proces rozpoczyna się od dogłębnego badania potrzeb społeczności lokalnej, w tym przypadku szkolnej. Organizujemy spotkania z grupami fokusowymi oraz przeprowadzamy wywiady, aby ocenić możliwości realizacji projektu i dostosować go do lokalnych warunków. Po pozytywnej weryfikacji przystępujemy do etapu technicznej realizacji, który obejmuje przygotowanie terenu oraz niezbędne instalacje.
Po zakończeniu prac budowlanych skupiamy się na tzw. miękkim aspekcie projektu. Ważne jest, aby w każdej ze szkół wyznaczyć odpowiedzialne osoby, które będą zajmować się bieżącym nadzorem nad jego prawidłowym funkcjonowaniem. Edukacja obejmuje nie tylko obsługę techniczną, ale również wiedzę na temat zrównoważonego zarządzania zasobami wodnymi i higieny.
Szkolimy nauczycieli i uczniów, jak korzystać z nowych rozwiązań i jakie mają one zalety. To ważne, aby zrozumieli, jak działają urządzenia i jak wpływają na poprawę jakości ich codziennego życia. Również regularnie powtarzamy szkolenia dotyczące higieny oraz zmian klimatycznych, aby podnieść świadomość ekologiczną i poziom higieny w szkołach czy społecznościach.
A.H.: Jakie napotkaliście bariery czy wyzwania podczas realizacji projektu?
M.W.: Największym wyzwaniem jest zapewnienie długoterminowego działania projektu. Często kończone są one po roku, co jest niewystarczające do oceny ich efektywności. Nasze zaangażowanie obejmuje długoterminowy monitoring i współpracę, by projekt nie tylko był zainicjowany, ale i kontynuowany przez społeczność. Edukacja jest kluczowa, aby wiedza na temat zarządzania projektem była przekazywana oraz utrzymywana wśród lokalnych liderów i uczestników.
A.H.: Skąd, Twoim zdaniem, bierze się ich krótkotrwałość?
M.W.: Kluczowe jest tutaj pojęcie ownership, czyli odpowiedzialność i zaangażowanie społeczności lokalnej już na etapie projektowania. Zbyt często zdarza się, że inicjatywy zewnętrzne są narzucane społecznościom, które nie są zaangażowane od początku i nie czują się współwłaścicielami projektu. Mówi się im: Oto wasz projekt, używajcie go, bo przyniesie wam korzyści. To podejście nie sprzyja trwałości inicjatyw.
W naszych działaniach staramy się więc, by lokalne społeczności były zaangażowane od pierwszego kroku. Nie jest to nasz projekt, lecz ich – od projektowania, przez wdrażanie, po zarządzanie. Przykładowo, przy budowie tam piaskowych w Kenii nie korzystamy z zewnętrznych koordynatorów. Zamiast tego angażujemy lokalną społeczność w cały proces budowy, aby poczuli, że projekt jest ich własnością. Dostarczamy finansowanie i know-how, ale od początku do końca jest to inicjatywa społeczności lokalnej.
A.H.: Na zakończenie, w obliczu globalnych zmian klimatycznych i związanych z nimi migracji na północ, jakie są perspektywy dla Kenijczyków w kontekście dostępu do wody?
M.W.: Aktualnie obserwujemy wiele inicjatyw oddolnych, które zmierzają do poprawy dostępu do wody. Choć te działania są liczne i mają znaczenie, to kluczowe jest podejście systemowe. Lokalne społeczności mogą wiele zdziałać, ale bez wsparcia i koordynacji na szczeblu centralnym trudno oczekiwać trwałej zmiany. Działania te muszą być szeroko zakrojone i systematyczne, nieograniczające się jedynie do projektów o małym zasięgu. Tylko wtedy możemy mówić o realnej poprawie sytuacji, która obejmie wszystkich mieszkańców kraju.
zdj. główne: Leon Pauleikhoff/Unsplash