Na Filipinach powstaje jedno z największych lotnisk na świecie – Nowy Międzynarodowy Port Lotniczy w Manili (NMIA), którego budowa za 15 mld dol. ma pobudzić gospodarkę, rozwinąć turystykę, handel i inwestycje. NMIA ma stać się kluczowym hubem transportowym Filipin. Jednak według śledztwa Global Witness lotnisko może nie przetrwać kilku dekad – eksperci ostrzegają, że w ciągu 30 lat grozi mu zalanie przez podnoszący się poziom morza i osiadający teren.
Zagrożenie powodzią i osiadaniem gruntu
Eksperci alarmują, że prognozy wzrostu poziomu morza przyjęte w ocenach środowiskowych projektu budowy lotniska w Zatoce Manilskiej zostały drastycznie zaniżone. Tymczasem dane naukowe wskazują, że poziom mórz w tym rejonie podnosi się w tempie 13 – 15 mm rocznie, co jest niemal trzykrotnie wyższą wartością niż założono w dokumentacji inwestycji. W połączeniu z osiadaniem gruntu, spowodowanym m.in. nadmiernym wydobyciem wód podziemnych może doprowadzić do destabilizacji terenu, na którym powstaje lotnisko.
Olaf Neussner, specjalista ds. zmian klimatycznych i zarządzania katastrofami, ostrzega, że już za 30 lat wysokie pływy mogą regularnie zalewać pasy startowe, a burze i tsunami unieruchomić lotnisko na całe tygodnie. Neussner podkreśla również, że sama waga konstrukcji lotniska może przyspieszyć proces osiadania gruntu, potęgując ryzyko powodzi i innych katastrof.
Jedno z największych lotnisk na świecie powstaje na grząskim gruncie
NMIA powstaje na terenach odzyskanych z wody metodą rekultywacji, która polega na zasypywaniu obszarów morskich ogromnymi ilościami piasku. Takie tereny są podatne na osiadanie, co zwiększa ryzyko przyszłych uszkodzeń infrastruktury. Podobny problem dotknął lotnisko Kansai w Japonii, które po 25 latach częściowo znalazło się pod wodą. Eksperci obawiają się, że NMIA może podzielić ten sam los.
Jak to możliwe, że projekt dostał zielone światło? San Miguel Corporation znalazło sposób, by ominąć przepisy. W 2023 r. prezydent Filipin wstrzymał wszystkie inwestycje polegające na zasypywaniu zatoki, chcąc ocenić ich wpływ na środowisko. Ale NMIA uniknęło tego zakazu – w dokumentach nie określono go jako rekultywacja, lecz jako zagospodarowanie terenu. I to wystarczyło. Dzięki tej sztuczce budowa mogła trwać nadal bez dokładniejszych analiz środowiskowych.
Budowa lotniska wzbudza wiele kontrowersji
Budowa lotniska wpłynęła negatywnie na środowisko naturalne – w Zatoce Manilskiej, wycięto setki hektarów namorzynów. Rybacy skarżą się, że wydobycie piasku pod budowę lotniska zniszczyło ekosystem dna morskiego, doprowadzając do drastycznego spadku połowów.
Mimo obietnic odtworzenia terenów podmokłych, działania San Miguel Corporation, dewelopera projektu, budzą wątpliwości. Naukowcy zarzucają firmie odtwarzanie niewłaściwych gatunków drzew, co może prowadzić do dalszej degradacji.
Projekt wymusił także przesiedlenie ponad 700 rodzin, z których wiele nadal nie otrzymało odpowiedniego odszkodowania. Mieszkańcy twierdzą, że byli zmuszani do burzenia własnych domów, aby otrzymać jakiekolwiek pieniądze.
Wielu przesiedlonych mieszkańców dostało odszkodowania w wysokości zaledwie 4290 dol. – kwoty, która nie wystarcza ani na zakup nowego domu, ani nawet na niewielką działkę. Co więcej, żeby otrzymać te pieniądze, musieli podpisać dokumenty, w których zobowiązali się, że nie będą dołączać do żadnych grup protestujących przeciwko budowie lotniska. Trudno więc mówić o dobrowolności – raczej o przymusie.
Budowa się opóźnia
Projekt miał iść pełną parą, ale pojawił się kolejny problem – brak surowca. Holenderska firma Boskalis, która miała dostarczyć piasek na budowę, nagle zakończyła współpracę. Oficjalnie chodziło o niedobór materiału, ale firma wcześniej obiecywała rekultywację terenów podmokłych, czego finalnie nie zrobiła. W efekcie San Miguel Corporation przyznało, że ma tylko 80 proc. potrzebnej ilości piasku, co oznacza znaczne opóźnienia.
Lotnisko miało ruszyć w 2027 r., ale coraz bardziej staje się to nierealne. Brakuje surowców, rosną protesty, a naukowcy biją na alarm, że teren, na którym powstaje, może po prostu nie wytrzymać. Jeśli poziom morza będzie dalej rósł, a ziemia wciąż się zapadała, NMIA może w ogóle nie doczekać pierwszego lotu. Zamiast dumnego symbolu nowoczesności Filipiny mogą dostać najdroższą w historii inwestycję, która… pójdzie na dno. I to dosłownie.