Święta to czas refleksji, również nad tym, co znajduje się na naszych stołach. W Polsce co roku marnuje się prawie 5 mln ton żywności, a kultywowanie tradycji nie ułatwia wprowadzania zmian w tym zakresie. Jakie są główne przyczyny tego zjawiska? Czy wybory konsumenckie rzeczywiście mogą coś zmienić? Anna Spurek, dyrektorka Green REV Institute, w rozmowie z Agnieszką Hobot odsłania kulisy globalnego systemu produkcji żywności, wskazuje, dlaczego dieta roślinna powinna opierać się na produktach lokalnych i sezonowych oraz wyjaśnia, jak małe zmiany – szczególnie w okresie świątecznym – mogą stać się krokiem ku większej odpowiedzialności.
Agnieszka Hobot: W okresie przedświątecznym temat marnowania żywności staje się szczególnie aktualny. Wydaje się jednak, że mimo licznych dyskusji wciąż nie potrafimy sobie z tym problemem poradzić. Jakie, według Pani, są główne przyczyny tego zjawiska w Polsce?
Anna Spurek: Problem marnowania żywności nie istnieje w próżni – jest to element znacznie szerszego systemu, który obejmuje sposób produkcji, dystrybucji i konsumpcji żywności. Zacznijmy od tego, na co nas stać i jakie mamy możliwości wyboru. W Polsce coraz więcej osób sięga po najtańsze produkty, ponieważ ich budżety są ograniczone. Według raportu Poverty Watch 2024 sytuacja materialna Polaków jest najgorsza od dekady. Wybieramy żywność dostępną w pobliskich sklepach, często w Żabkach, Biedronkach czy Lidlach, które zapewniają iluzję obfitości. Tymczasem kryzys klimatyczny i problem niedożywienia na świecie są dla nas niewidoczne. Warto przypomnieć, że obecnie 900 mln ludzi głoduje, a 3 mld nie mają dostępu do zdrowej, zrównoważonej żywności.
Kluczową funkcją żywności jest odżywianie organizmu – nie tylko dostarczanie kalorii, ale zapewnienie składników niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania. Niestety, korporacje skupiają się na sprzedaży produktów tanich i często niskiej jakości. Skutkuje to problemami zdrowotnymi, takimi jak otyłość, cukrzyca czy choroby dietozależne. W takim systemie marnowanie żywności to efekt uboczny – kupujemy produkty, które szybko się psują, są niewłaściwie oznakowane lub nie wiemy, jak je efektywnie wykorzystać.
A.H.: Czy w takim razie marnowanie żywności można ograniczyć poprzez lepsze planowanie zakupów i edukację konsumentów?
A.S.: Edukacja to tylko część rozwiązania. Potrzebne są systemowe zmiany. Konsumentki i konsumenci często są niesłusznie obwiniani o marnowanie. Musimy mieć dostęp do zdrowej, lokalnej i sezonowej żywności. Obecnie brakuje szeroko dostępnej edukacji kulinarnej, zdrowotnej i żywnościowej, co prowadzi do złych decyzji zakupowych. Produkcja i sprzedaż żywności w nadmiarze to wynik działania rynku nastawionego na zysk – od reklam po promocje. Możliwość kupna truskawek w styczniu czy czereśni z Argentyny za astronomiczne kwoty nie oznacza, że system działa sprawnie. Wręcz przeciwnie, jest to przejaw nadprodukcji i marnotrawstwa zasobów.
Warto też zwrócić uwagę na marnowanie w sektorze hodowlanym. Produkcja mięsa, nabiału i jajek wiąże się z cierpieniem zwierząt tzw. hodowlanych, z których część w ogóle nie trafia do konsumpcji. Co szóste zwierzę jest po prostu wyrzucane. To pokazuje, jak niesprawiedliwy i nieefektywny jest obecny system żywnościowy.
A.H.: Czy można wyobrazić sobie system żywnościowy, który funkcjonuje inaczej?
A.S.: Aby taki system mógł istnieć, potrzebne są działania na wielu poziomach. Edukacja od najmłodszych lat powinna obejmować informacje o zdrowym odżywianiu, gotowaniu i wyborze żywności lokalnej oraz sezonowej. Kluczowe jest również stworzenie regulacji wspierających produkcję zrównoważonej żywności oraz ograniczających marnotrawstwo na etapie produkcji i dystrybucji. Bez takich zmian marnowanie żywności pozostanie symptomem głębszego problemu – zepsutego systemu, który zaspokaja potrzeby finansowe korporacji kosztem konsumentów, zdrowia publicznego i środowiska.
A.H.: Wspomniała Pani, że system żywnościowy w obecnej formie jest wadliwy i w dużej mierze niezależny od konsumentów. Czy zwiększanie świadomości społecznej może być kluczem do zmian, czy raczej potrzeba innych działań, by ograniczyć marnowanie żywności i zmienić podejście do odżywiania?
A.S.: Aby zmienić sytuację, konieczne jest przeformułowanie całej „historii żywności”. Obecnie, jako społeczeństwo, jesteśmy od niej niemal całkowicie oderwani. Nie oznacza to jednak, że konsumenci są całkowicie pozbawieni odpowiedzialności – powinniśmy rozwijać krytyczne myślenie o tym, co i jak kupujemy. Jednocześnie kluczową rolę odgrywa stopień uprzywilejowania. Osoby z wyższymi dochodami mają większe możliwości wyboru zdrowej żywności, podczas gdy mieszkańcy mniejszych miejscowości z ograniczonym dostępem do sklepów czy transportu często są zmuszeni wybierać produkty niskiej jakości.
To nie jest problem wyłącznie jednostek – Komisja Europejska już dwa lata temu zapowiadała projekt legislacji dla zrównoważonego systemu żywnościowego, który miał obejmować mechanizmy przeciwdziałania marnotrawstwu. Propozycje te jednak wciąż nie są wystarczające. Systemową odpowiedzialność powinny przejąć rządy, samorządy i sieci handlowe. Przykładowo, sieci mogą wpływać na wybory konsumentów poprzez to, co promują i w jaki sposób układają produkty na półkach. Jeśli potrafią skutecznie reklamować niezdrowe jedzenie czy zachęcać do nadmiernych zakupów, równie dobrze mogą promować zdrowe i zrównoważone wybory.
A.H.: Co jeszcze można zrobić na poziomie systemowym, by ograniczyć marnowanie żywności?
A.S.: Po pierwsze, edukacja – od najmłodszych lat. W przedszkolach i szkołach dzieci powinny uczyć się, co to jest zdrowa, lokalna i sezonowa żywność, dlaczego warto ją wybierać i jak ją przygotować. Po drugie, potrzebne są regulacje wspierające dostęp do zdrowej żywności dla wszystkich. Fiskalne mechanizmy mogłyby np. obniżać ceny żywności zdrowej i lokalnej, jednocześnie podnosząc podatki na produkty importowane poza sezonem, jak czereśnie w lutym.
Ważne jest również, by sieci handlowe były zobowiązane do odpowiedzialnego zarządzania nadmiarem żywności. Dziś niestety wiele produktów jest marnowanych już na etapie produkcji czy dystrybucji.
A.H.: Jakie działania podejmuje Fundacja, by wpłynąć na te zmiany?
A.S.: Działamy głównie na poziomie systemowym. Składamy rekomendacje legislacyjne, m.in. dotyczące ustawy o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności. Niestety, obecna wersja ustawy jest jedynie kosmetyczną zmianą – potrzebujemy znacznie bardziej zdecydowanych działań. Walczymy o to, by rządy i politycy przejęli odpowiedzialność za ten problem, bo tylko oni mają narzędzia do wprowadzania realnych zmian.
Konsumenci nie mogą być jedynymi, na których spoczywa odpowiedzialność. W sytuacji, gdy ponad 10 proc. Europejczyków żyje w ubóstwie żywnościowym, przerzucanie na nich winy za marnowanie żywności jest nieuczciwe. Mamy tu do czynienia z systemowymi nierównościami – ograniczonym dostępem do zdrowej żywności, wykluczeniem komunikacyjnym, niższymi dochodami. To wszystko sprawia, że niektórzy mogą sobie pozwolić na świadome wybory, a inni – nie.
Jednak podkreślam, że potrzebujemy kompleksowego podejścia – od edukacji, przez zmiany w polityce fiskalnej, po regulacje dotyczące sieci handlowych i promocji zdrowej żywności. Dopiero wtedy możemy mówić o ograniczeniu marnotrawstwa, które jest jednym z najbardziej widocznych symptomów wadliwego systemu żywnościowego.
A.H.: Wydaje mi się, że lekarze rzadko zwracają uwagę na znaczenie zdrowego odżywiania, a przecież to podstawa dobrego samopoczucia. Nigdy nie usłyszałam od lekarza prostego „jedz zdrowo, będziesz czuć się lepiej”. Chciałabym jednak zmierzyć się z dwoma mitami. Pierwszy to przekonanie, że dieta roślinna zawsze oznacza, że nie marnujemy żywności i nie szkodzimy środowisku. Często słyszę, że ktoś jest wegetarianinem i w związku z tym „wszystko robi dobrze”. Tymczasem uzyskanie takich produktów, jak popularne awokado, wiąże się z ogromnymi problemami, jak np. przemoc wobec ludzi w krajach, z których pochodzą. Jak Pani ocenia tę świadomość społeczną i jej wpływ na rzeczywiste wybory konsumenckie?
A.S.: To bardzo ważny temat i cieszę się, że przywołała Pani przykład awokado, bo to świetnie ilustruje problem globalizacji żywności. W programie „Roślinna szkoła” zawsze podkreślamy: dieta roślinna powinna być lokalna, nieprzetworzona i zrównoważona. To oznacza korzystanie z produktów od lokalnych rolników, o ile mamy do nich dostęp. W Polsce, mimo ponad 1 mln gospodarstw rolnych, tylko niewielka ich część działa w sposób efektywny i zrównoważony.
Globalizacja żywności to jedno z największych wyzwań naszych czasów. Politycy i decydenci pozwolili na jej rozwój, obiecując korzyści, które w rzeczywistości są iluzoryczne. Przykładem są pomidory – te, które kupujemy w puszkach, mogą pochodzić z Chin, a my nie mamy pewności, jak były produkowane. Zamiast tego powinniśmy korzystać z żywności, która rośnie blisko nas i jest dostosowana do lokalnych warunków.
Ważne jest również, abyśmy zrozumieli, że jedzenie to nie tylko sposób zaspokajania głodu, ale też wyraz troski i bliskości. Na przykład kuchnia wegańska może być doskonała, jeśli opiera się na lokalnych, sezonowych produktach. Współpracujemy z wieloma osobami, tworząc jadłospisy złożone wyłącznie z takich składników, co pokazuje, że możliwe jest odżywianie w zgodzie z naturą i zdrowiem.
A.H.: Wspomniała Pani o odejściu od lokalnych produktów. Wiele osób, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, zrezygnowało z własnych, przydomowych ogródków na rzecz szybszego dostępu do produktów w sklepach. Czy nie powinniśmy wrócić do tych dobrych praktyk, promując lokalną produkcję i użytkując niewykorzystaną ziemię w Polsce?
A.S.: Rzeczywiście, obserwujemy masowe odchodzenie od tradycyjnych form upraw. To zjawisko jest wynikiem wspólnej polityki rolnej, która w dużej mierze promuje przemysłowe rolnictwo i hodowlę. W Unii Europejskiej ogromne środki przeznaczane są na wsparcie sektora mięsnego i nabiałowego, podczas gdy małe, lokalne gospodarstwa często nie są w stanie z nimi konkurować.
Nie jestem jednak zwolenniczką powrotu do przeszłości. Wierzę, że przyszłość należy do zrównoważonej, roślinnej diety, opartej na technologii i nowoczesnych rozwiązaniach, takich jak farmy wertykalne. Jednocześnie kluczowe jest przemyślenie całego systemu żywnościowego – od produkcji po konsumpcję. Korporacjom nie zależy na zdrowych konsumentach, bo zdrowi ludzie nie generują zysków. Dlatego tak ważne jest, by promować odpowiedzialne podejście do jedzenia, w którym liczy się jakość, a nie ilość.
A.H.: Co możemy zrobić, szczególnie w okresie świątecznym, aby wprowadzić te idee w życie i lepiej dbać o siebie i innych?
A.S.: Święta to doskonały moment, by wrócić do podstaw – celebrować jedzenie jako wyraz miłości i troski. Zamiast sięgać po egzotyczne produkty, warto postawić na lokalne składniki, takie jak warzywa sezonowe czy domowe przetwory. To nie tylko zdrowe, ale też bardziej wartościowe pod względem emocjonalnym jedzenie.
Pamiętajmy, że posiłek to nie tylko kalorie, ale wspomnienia i bliskość. Zapach domowego barszczu czy własnoręcznie zebranych grzybów to coś, czego nie da się kupić w sklepie ani zastąpić gotowymi produktami. Wracając do tych wartości, możemy nie tylko zadbać o zdrowie, ale też stworzyć prawdziwie wyjątkowe chwile z najbliższymi.