Wiatr dobrych zmian – jakie plany ma nowy dyrektor
IMGW-PIB?

IMGW-PIB

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej Państwowy Instytut Badawczy nieodłącznie kojarzy się nam z prognozą pogody. I słusznie, gdyż informowanie społeczeństwa o warunkach atmosferycznych, zarówno tych meteorologicznych, jaki i hydrologicznych, należy do celów Instytutu. Jednak IMGW-PIB to nie tylko prognozy, to także ogromny potencjał badawczy i naukowy, który od niedawna zarządzany jest przez nowego dyrektora – Roberta Czerniawskiego. Czas pokaże, jak naukowiec poradzi sobie z prowadzeniem tak dużej jednostki. Podobno klimat jest sprzyjający, dlatego warto o tym porozmawiać.

Agnieszka Hobot: Jak się Pan czuje w nowej roli? Czy spojrzenie od wewnątrz na tak dużą instytucję, jaką jest IMGW-PIB, coś zmienia w Pana poglądach na jej zadania i działanie?

Robert Czerniawski: To jest zupełnie inna jednostka niż Uniwersytet Szczeciński, w którym wciąż pracuję. Spojrzenie na środowisko i na wody też jest trochę inne, bardziej pragmatyczne, a mniej filozoficzne. Tu jest bardziej zero jedynkowo: prognoza się zmienia, będzie lepiej albo gorzej. Na uczelni raczej rozpatrujemy problem filozoficznie, poszukujemy pewnych zależności przyczynowo-skutkowych. Powiem szczerze, że dobrze się czuję w nowym miejscu.

Wydaje mi się, że wnoszę inne spojrzenie na to, jak można rozpatrywać zmianę klimatu. Widzę też, że pracownicy chcą dyskutować, a nie zamykać się na samą prognozę, na suchą informację. Chcą wnosić swoje spostrzeżenia, rozwijać się naukowo. Instytut, już z samej nazwy, ma dążyć do wyjaśnienia pewnych problemów, co czyni go jednostką naukową. To zaangażowanie i podejmowane inicjatywy bardzo mi się podobają i mam nadzieję, że dzięki temu IMGW przejdzie na nowy poziom w kwestiach badawczych.

A.H.: IMGW-PIB kojarzy się większości osób z prognozą pogody, części ze stanami rzek, ale to nie wszystko. Czym jeszcze zajmuje się Instytut, a o czym mało się mówi?

R.C.: Ja się ciągle uczę funkcjonowania w nowym miejscu, poznaję ludzi i rozmawiam z nimi o tym, czym się zajmują. Używane w Instytucie modele i systemy programów operacyjnych są czymś, o czym często marzymy na uczelniach. Mają ogromny, niewykorzystany naukowo potencjał. Dają możliwość modelowania właściwie wszystkich zjawisk zachodzących w klimacie i w hydrologii. Można to rozszerzyć również na ekologię. Jest to luka, którą być może udałoby się nam wypełnić przy współpracy ze specjalistami w tej dziedzinie z innych jednostek.

W opinii odbiorcy Instytut koncentruje się na prognozach, ewentualnie na dzieleniu się opiniami. Na zewnątrz nie widać natomiast dość wyraźnej aktywności naukowej w zakresie hydrologii, klimatologii i meteorologii. Temat się pomija, ponieważ zazwyczaj nie jest on interesujący dla laików. A to dość pokaźna część pracy Instytutu. Szkoda, że tak często przemilczana. Widzę jednak potencjał do zmian, ponieważ wielu pracowników wykazuje zainteresowanie nie tylko pozyskiwaniem i przekazywaniem informacji pogodowych, ale także możliwością rozwoju badawczo-naukowego.

Co mnie jeszcze bardzo zainteresowało, to działalność edukacyjna Instytutu. Jest ona dość bogata, a zajęcia prowadzone są w całej Polsce. Co ciekawe, odbiorcami są nie tylko szkoły, ale także osoby starsze i to właśnie one bardzo często prowadzą gorące i merytoryczne dyskusje, nawet w Internecie, na temat metod prognozowania pogody.

W Instytucie budowane są bardzo nowoczesne modele i urządzenia do pomiarów hydrologicznych, opadów czy siły wiatru, ale ja jestem jeszcze na początku swojej drogi w IMGW. Na razie poznaję specjalistów, z którymi mam przyjemność pracować i rozmawiam z nimi o tym, czym się zajmują. Mam nadzieję, że będę mógł dzielić się z nimi moją wiedzą i że w ten sposób uzupełnię pewną lukę naukową. Dostrzegam, że na tym polu jest jeszcze naprawdę dużo do zrobienia.

A.H.: Powiedział Pan o tym polu do zagospodarowania. Jak przychodzi nowa osoba, nowy dyrektor, ludzie zastanawiają się, jakie zmiany będzie wdrażał. Proszę opowiedzieć o kierunkach działań Instytutu pod Pana zarządem w krótkoterminowej i długofalowej perspektywie.

R.C.: Nauka na pewno. Potencjał naukowy jest niewykorzystany. Myślę, że zbyt mała liczba osób, w stosunku do całej liczby pracowników, miała szansę rozwijać się w tym kierunku. Oni mają chęci, a ja chciałbym móc zagwarantować środki i swobodę pracy. Nie tylko w sferze nauki, ale również tworzenia nowych urządzeń czy oprogramowania. Z doświadczenia wiem, że takie podejście wyzwala ogromne pokłady kreatywności, szczególnie w młodych ludziach, których spora grupa zatrudniona jest w Instytucie.

Prawda jest taka, że w przeszłości nawet z niezbyt mądrych pomysłów wychodziły genialne wynalazki. Za 10 lat to właśnie oni, dzisiejsi adiunkci i asystenci, będą szukać swoich następców. Moim marzeniem jest, by angażowali lepszych od siebie i cieszyli się ich sukcesami, by umieli docenić pomysły i wspierali ich realizację. Tylko wtedy Instytut będzie się rozwijał. Nie chciałbym blokować moich współpracowników, a jedynie dać im możliwość pracy z pasją i radością.

A.H.: Teraz zapytam trochę o perspektywę naukowca i działacza na rzecz ochrony wód. Jakie, Pana zdaniem, powinny zajść zmiany w zarządzaniu i gospodarowaniu wodami?

R.C.: Najważniejsze to zmiana postrzegania środowiska i otwarcie się na przyrodę nie pod kątem człowieka, ale ze szczególnym uwzględnieniem jej praw. Chciałbym zmienić narrację, która była prowadzona przez wiele ostatnich lat. Instytut musi się odnaleźć nie tylko w roli prognostyka czy synoptyka, nie informatora, ale również kreatora opinii i wniosków. Chciałbym, by stał się platformą do dyskusji, transferu wiedzy między różnymi jednostkami naukowymi, niezależnymi instytucjami czy organizacjami społecznymi. Ponieważ IMGW nie jest jednostką decyzyjną, mogłoby sprawdzić się jako „przestrzeń neutralna”.

Mentalność i świadomość Polaków w zakresie ochrony środowiska jest ciągle na bardzo niskim poziomie. Kojarzy się ze zbieraniem śmieci i wiatrakami. Pracownicy Instytutu potrafią w prosty sposób tłumaczyć skomplikowane zjawiska i ich konsekwencje dla Ziemi i dla nas. Moim zdaniem IMGW jest doskonałym polem do nauczania i przekazywania wiedzy.

IMGW-PIB
zdj. hunter76/Adobe Stock

A.H.: Powiedział Pan o braku świadomości społecznej w zakresie ochrony wód i ogólnie środowiska, wychodząc poza Instytut. A co z samym zarządzaniem gospodarką wodną. Wody Polskie ogłosiły zielony kierunek w swoich inicjatywach. Stąd moje pytanie. Czy utożsamia się Pan z tą wizją?

R.C.: Jak najbardziej. Powiem tak, wieje dobry wiatr i trzeba to maksymalnie wykorzystać. Działania prowadzone do tej pory nie zawsze stawiały na pierwszym miejscu dobro przyrody. Chciałbym, by nasze działania poszły najpierw w stronę nieszkodzenia. Tam, gdzie można albo inaczej tam, gdzie nie trzeba – nie psujmy. Zostawmy rzeki, mokradła i jeziora w spokoju. Nie jestem radykałem, nie jestem związany z żadną partią polityczną ani z żadną organizacją ekologiczną czy gospodarczą. Za to prowadzę szerokie dyskusje na wielu forach, np. żeglugi śródlądowej, wędkarskich, rybackich, górniczych, ekologicznych.

Ludzie chcą rozmawiać, chcą poznawać prawdę, chcą działać, nie szkodząc, ale niestety liczba złych nawyków, często wynikających z niewiedzy, jest porażająca. Niestety żyjemy w środowisku i potrzebujemy z niego korzystać. Nie da się od tego uciec. Nie da się nagle zamknąć kopalni, by chronić Odrę, bo tym samym pozbawimy się ważnego źródła energii elektrycznej. Przykład może zbyt trywialny, ale dość wyraźny. Do wszystkiego warto podchodzić z rozsądkiem.

Najpierw uczyńmy rzekę rzeką, dopiero później drogą wodną, odbiornikiem ścieków czy obwodem rybackim, nie odwrotnie. Konieczne jest zabezpieczenie wody dla potrzeb środowiska. To stan wyjściowy, z którego rozpoczynamy poszukiwanie najskuteczniejszych rozwiązań, korzystnych dla przyrody i człowieka. Ludziom trudno jest przestawić myślenie, trudno jest postawić potrzeby przyrody ponad swoimi. Generalnie dla nas w tej chwili najważniejsza jest gospodarka i nasz standard życia. Jeżeli osiągniemy satysfakcjonujący poziom, to czujemy, że możemy zająć się przyrodą. Uważam, że to powinno się zmienić, czyli najpierw zasoby wód dla natury, później dla człowieka. Jestem przekonany, że uda się to zrealizować.

Przykładem na czasie jest Odra. Uważam za rozsądne podejście do jej ochrony poprzez odsuwanie wałów, pozwalanie na wylewanie wód na tereny zalewowe, wykorzystywanie elementów, które można włączać w główne koryto, zagospodarowywanie niewykorzystanych przestrzeni, czyli piętrzenia na istniejących już progach, pomiędzy śluzą a brzegiem. Można je wykorzystać np. na potrzeby samooczyszczenia rzeki. Chodzi o to, żebyśmy wyszli ze sztampowego myślenia, bo – jak nam pokazują nasze cieki – gorzej być nie może.

Odra jest jedną z najbardziej zdegradowanych, a może najbardziej zdegradowaną rzeką z tych większych w Europie. Dobry stan fizykochemiczny i ekologiczny byłby dla niej progresem. Mówię o tym wszystkim w kontekście żeglugi śródlądowej. Polska nie może zdecydować, czy w nią inwestować, czy niekoniecznie. I tu wracamy do początku mojej wypowiedzi w tej kwestii – najpierw poprawmy stan rzeki, hydrologiczny stan całej zlewni, a potem zastanawiajmy się, czy i jak można ją wykorzystać dla dobra ludzi.

Niedobrze dzieje się także w obszarach rybackich. Wiele może zmienić odpowiednio dobrane do warunków hydrologicznych zarybienie czy odłowy zsynchronizowane z warunkami hydrologicznymi i pokarmowymi. W tych kwestiach często głos zabierają także ekolodzy. Chcą chronić bezbronnych, ale prawda jest taka, że nie da się całkowicie zrezygnować z korzystania z rzek. Są statki wycieczkowe, barki czy kajaki, są wędkarze czy fotografujący przyrodnicy. Oni wszyscy nadal będą korzystać z wód, ale im bardziej będą wyedukowani i świadomi, tym bezpieczniejsza będzie przyroda. Odra jest zbyt dużą rzeką, żeby wyłączyć ją z użytkowania.

Odszedłem od tematu, ale chciałbym, żeby IMGW mówiło właśnie o takich rzeczach. Nie podejmujemy żadnych decyzji w kwestiach zarządzania wodami, ale możemy stworzyć przestrzeń do dyskusji, przedstawić opinię, na które brakuje miejsca w innych instytucjach.

A.H.: Czy w kontekście Pana wiedzy i doświadczenia jesteśmy przygotowani na zmianę klimatu? W jakim kierunku ona zmierza, jeżeli chodzi o Polskę?

R.C.: Nawet nie wiem, jak mielibyśmy się przygotować, jak zabezpieczyć. Z jednej strony, zamieszkujemy w zdecydowanej większości tereny zalewowe rzek, więc nie możemy w taki bezpośredni sposób zmagazynować wody w gruncie, który użytkujemy. Z drugiej, nie potrafimy przewidzieć, co się wydarzy. Wiemy jedynie, że będzie coraz cieplej. Ale jak powinny wyglądać nasze przygotowania, działania zabezpieczające – nie mam pojęcia. To natura, to cykliczny proces, w skali globalnej. Jak uchronić się przed nieuchronnym? Państwa i instytucje wydają ogromne pieniądze na działania zapobiegawcze i łagodzące, ale nie oszukujmy się, niewiele to zmienia. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie w sposób satysfakcjonujący.

A.H.: Z jednej strony się z Panem zgodzę. Ale jeżeli przyjęlibyśmy założenie, w którym zmiana klimatu będzie powodowała coraz gwałtowniejsze opady, coraz bardziej nieprzewidywalne zmiany pogody, coraz bardziej skrajne pory roku, to musimy przynajmniej próbować się przystosowywać do tego i prowadzić działania adaptacyjne, np. zwiększać tam, gdzie to możliwe, potencjał retencyjny.

R.C.: Zakładając, że zmiany fizyczne, które zachodzą w tej chwili na Ziemi, są nieuniknione, to my się przed nimi, w długiej perspektywie czasowej, nie uchronimy. Ale wracając do retencji, jedyną rzeczą, która mogłaby nam zagwarantować zmagazynowanie wody z gwałtownych opadów, jest tworzenie mokradeł. Tam mamy najniższą wymianę wody – 1 do 5 proc. Ale to wiąże się z koniecznością zalewania lasów albo terenów zajętych przez ludzi na zabudowę lub rolnictwo.

Budowanie sztucznych zbiorników jest nieskuteczne, jak pokazuje historia, ale z drugiej strony chyba nie jesteśmy jeszcze gotowi na poświęcanie swoich terenów na zbieranie wody dla przyszłych pokoleń. Wszystko wskazuje na to, że abyśmy coś zaakceptowali, musimy zrozumieć, czemu jest to konieczne. I tu wracamy do edukowania, które chcę uczynić jednym z głównych zadań Instytutu.

A.H. Zgadzam się w pełni, edukacja jest podstawą do zrozumienia tego, jak należy traktować przyrodę. Dziękuję za rozmowę.

Prof. dr hab. Robert Czerniawski, ekolog wód płynących i stojących, ichtiolog, hydrobiolog oraz specjalista w zakresie transportu materii organicznej w rzekach. Jego głównym obszarem zainteresowań badawczych jest wpływ przekształceń antropogenicznych w zlewniach i korytach rzek, a także zanieczyszczeń wód na funkcjonowanie ekosystemów wodnych oraz zasobów wód, zwłaszcza w kontekście zmiany klimatu. Koordynator i wykonawca wielu projektów związanych z ochroną wód płynących przed zagrożeniami antropogenicznymi. Autor licznych artykułów naukowych, monografii i książek, z ugruntowanym wieloletnim doświadczeniem w dziedzinie hydrobiologii oraz ochrony środowiska (źródło: imgw.pl).

Używamy plików cookie, aby zapewnić najlepszą jakość korzystania z Internetu. Zgadzając się, zgadzasz się na użycie plików cookie zgodnie z naszą polityką plików cookie.

Close Popup
Privacy Settings saved!
Ustawienie prywatności

Kiedy odwiedzasz dowolną witrynę internetową, może ona przechowywać lub pobierać informacje w Twojej przeglądarce, głównie w formie plików cookie. Tutaj możesz kontrolować swoje osobiste usługi cookie.

These cookies are necessary for the website to function and cannot be switched off in our systems.

Technical Cookies
In order to use this website we use the following technically required cookies
  • wordpress_test_cookie
  • wordpress_logged_in_
  • wordpress_sec

Cloudflare
For perfomance reasons we use Cloudflare as a CDN network. This saves a cookie "__cfduid" to apply security settings on a per-client basis. This cookie is strictly necessary for Cloudflare's security features and cannot be turned off.
  • __cfduid

Odrzuć
Zapisz
Zaakceptuj

music-cover